Adaś: Mama, a dlaczego jest noc?
Mama: Żebyśmy mieli czas na odpoczywanie po całym dniu wrażeń. Noc nam przypomina o spaniu i o tym, że zaraz będzie kolejny dzień.
Adaś: Ja jestem wypoczęty. A wiesz co by było jakbyśmy nie poszli spać?
Mama: Co by było?
Adaś: Może dzień by się nie zmienił, więc może nie idźmy spać w niedzielę, to wtedy nigdy nie będzie poniedziałku?
I oto jest! Sposób na przedłużenie weekendu, na trwanie w tych beztroskich, leniwych wolnych dniach. Czy na zatrzymanie czasu? Chyba niekoniecznie. Czas płynie nieubłaganie, więc oto dziś mam 30 lat. Szmat czasu za mną. Szmat wspomnień i doświadczeń. Czy to możliwe, że byłam kiedyś mała? Chyba dziś jest najlepszy moment, aby opowiedzieć o dniu moich urodzin i zweryfikować jak bardzo zmienił się świat przez 30 lat.
Był 15 luty 1986, sobota, kiedy moja ciężarna mama przestała czuć ruchy. Była już w terminie porodu, więc pojechali z tatą do szpitala. Nie robiło się wtedy USG, ale w szpitalach dostępne były KTG. Badanie wykazało, że wszystko jest ok, ale że to już termin porodu, to lepiej żeby została w szpitalu. Czekała na TEN DZIEŃ do poniedziałku, kiedy przyszedł lekarz i stwierdził, że powinna urodzić już w niedzielę.
o 8:00 zeszła na salę porodową i wszyscy czekali na rozwój sytuacji. Nie rozwijała się, więc przebito pęcherz i podano kroplówkę. Do 15:00 niby dalej nic, lekarz dołujący że rodząca poczeka do wieczora, pielęgniarki w spokoju dziergające na drutach i niedowierzające, gdy parę minut później widać już było główkę.
17. lutego 1986 roku o 15:30 przywitałam świat głośnym okrzykiem, potężną masą 2950g i 10pkt w skali Apgar. Miałam swój debiut na brzuchu mamy, a potem dostałam swój kojec w sali noworodków. Była zima i szpitale słabo ogrzewane. Nie było wizyt rodzinnych, chyba że ktoś miał znajomości w szpitalu. Dzieci nie spędzały dni ani nocy przy matkach, tylko były przynoszone co 3 godziny na karmienie i wracały do swoich kojców na noworodkach. Tak trzeba było przeżyć rutynowe szpitalne 4 doby.
Po tych czterech dobach, tej ostrej zimy opatulało się dziecko w becik i wskakiwało w taksówkę z dzieckiem na rękach, bo nie było też przecież fotelików samochodowych. Po okazaniu karty ciążowej w Smyku należała się wyprawka dla dziecka. W wyprawce można było dostać: sweterek i czapeczkę, dwie pieluchy flanelowe, dziesięć pieluch tetrowych, śpioszki, kaftaniki i butelki. Cała reszta była na kartki, które otrzymywało się w Urzędzie lub Zakładzie Pracy.
Trzeba było niekiedy zajmować kolejkę dzień wcześniej i stać całą noc, aby następnego dnia dostać kawałek mięsa. Jeśli miało się znajomości to czasem dostawało się cynk, że do sklepu rzucili nowy towar lub ktoś ci coś odłożył. Na mleko w proszku był przydział – na jedną pieczątkę w książeczce zdrowia przypadały 3 torebki mleka, które miały starczyć rodzinie na miesiąc. W PEWEXie przy odrobinie szczęścia można było kupić kosmetyki Bambino i pastę do zębów Nivea, która była niemal towarem luksusowym. Jak tylko coś się pojawiało na półkach, ludzie robili zapasy. Polacy wyjeżdżali do Niemiec i ówczesnej Czechosłowacji, aby wracać do kraju i na czarnym rynku wspomagać rodaków handlując ubraniami, butami i akcesoriami. Rozwijał się handel wymienny. Młodzi rodzice mieli twardy orzech do zgryzienia, ale udawało im się jakoś sobie poradzić.
Podobno lata ’80 w Polsce, czasy w których się urodziłam, były ciężkie. Życie ludzi toczyło się wokół pracy, rodziny, staniu w kolejkach i życzeń o lepszym jutrze. Ciężko się żyło, gdy nic nie było, ale wszyscy sąsiedzi dobrze się znali, a dzieci spędzały całe dnie na podwórkach.
Error: API requests are being delayed for this account. New posts will not be retrieved.
There may be an issue with the Instagram access token that you are using. Your server might also be unable to connect to Instagram at this time.
Copyright © 2018 - Super-Synowie.pl All Rights Reserved
Mała Asia <3
:*