ŁAMANIE PRAW DZIECKA W SZPITALU

  • 13 listopada, 2015

łamanie praw dziecka w szpitalu

Adaś: A wiesz, że my mamy dużo lepiej niż ciuchcie?
Mama: Co mamy lepiej?
Adaś: No bo my możemy sobie pójść gdzie chcemy. Na przykład jak chcemy iść do sklepu to idziemy do sklepu, a jak chcemy iść na plac zabaw to też idziemy, a ciuchcie mogą jeździć tylko tam, gdzie mają tory.
Mama: Wiesz co, masz całkowitą rację.
Adaś: Przez te tory, to ciuchcie mają nawet gorzej od samochodów. Samochody mogą sobie jeździć po ulicach gdzie chcą, mają parkingi wszędzie, a ciuchcie nie.

 

Niestety tak to w życiu bywa, że nie można mieć wszystkiego. Ciuchcie niby nie stoją w korkach jak samochody, ale w poruszaniu się ograniczają je tory. Niby trzeba starać się w każdej sytuacji dostrzegać plusy, ale co jeśli nadal napotykamy na same minusy…

Ostatnie dni mijają nam w poczuciu niesprawiedliwości i bezradności na szpitalne procedury. Na naszym facebooku pisałam w środę, że jedziemy z Damianem do szpitala, bo przyspieszono nam zabieg podcięcia wędzidełka. Zabieg się nie odbył ze względu na jego dobro i o to nie mam pretensji, bo jego zdrowie i życie jest najważniejsze, ale mam wiele pretensji o sposób potraktowania tematu w szpitalu, który niestety podciągam pod łamanie praw dziecka w oparciu o Europejską Kartę Praw Dziecka w Szpitalu:

Dzieci i rodzice powinni mieć prawo do uzyskiwania informacji, a w przypadku dzieci, w sposób odpowiedni do ich wieku i możliwości pojmowania. Należy starać się o łagodzenie i unikanie zbędnych stresów fizycznych i emocjonalnych u dziecka w związku z jego pobytem w szpitalu…

Zacznę od tego, że planowo zabieg miał się odbyć 19 listopada. Otrzymaliśmy jednak telefon 10 listopada z pytaniem, czy dziecko jest zdrowe i czy możemy w związku z tym przyjechać do szpitala 11 listopada (na następny dzień), wtedy nastąpi przyjęcie dziecka na oddział, wykonane zostaną badania do zabiegu, spędzimy noc w szpitalu, aby następnego dnia rano odbył się zabieg. Zgodziliśmy się.

W szpitalu byliśmy 11 listopada o godz. 16:30. Damian został zbadany na Izbie Przyjęć, tam miało miejsce pierwsze badanie i  pierwszy wywiad środowiskowy, podczas którego poinformowaliśmy lekarza, że dwa tygodnie temu dziecko przechodziło zapalenie krtani i otrzymywało inhalacje sterydowe, ale nie dostawało antybiotyku i objawy minęły. Nie stwierdzono w związku z tym przeciwwskazań i przyjęto nas na oddział.

Na oddziale otrzymaliśmy swój pokój, Damian swoje łóżko, przyszła pani laryngolog, aby wykonać kolejny wywiad i kolejne badanie. Zleciła również badania laboratoryjne, aby przed zabiegiem miec pewnośc co do stanu zdrowia dziecka. Podczas wywiadu po raz kolejny poinformowaliśmy o przebytym przed dwoma tygodniami zapaleniu krtani, o tym że dziecko dostawało steryd wziewnie i nie dostawało antybiotyku. Pani laryngolog wyliczyła dokładną ilość dni od ostatniego dnia przyjmowania sterydu i poinformowała nas, że to minimalna ilość dni jaką trzeba odczekać, więc kwalifikuje się do zabiegu. Pozostawiła nam dokumenty do wypełnienia dla anestezjologa i udaliśmy się do zabiegowego.

łamanie praw dziecka w szpitalu

Damian przeszedł próbę pobrania badań, która udała się za drugim podejściem, kłuciem w drugą dłoń, ale nie udało się założyć przy tym wenflonu. Z siniakami na łapkach wrócił do swojego pokoju, którego już bardzo nienawidził i nie godził się kompletnie z myślą, że ma we wskazanym łóżku spędzić noc. Już wtedy kroiło się nam serce, ale wiedzieliśmy, że to dla jego dobra, że musimy przetrwać te chwile starając się jak najlepiej potrafimy umilić mu ten czas. Niestety przyszła pora drugiego podejścia do założenia wenflonu. Udało się w trzecim miejscu – zgięciu łokcia. Znowu z wielkim żalem do świata Damian wrócił do swojego pokoju, krzycząc jedynie ‚do domu!’.

O 20:30 było już względnie spokojnie. Damian przekonał się do swojego łóżka, oglądał bajki, jadł jeszcze biszkopty, gdy przyszła pani anestezjolog. Przejrzała wypełnione dokumenty, w których po raz trzeci przekazałam informację (tym razem pisemnie), że nasz maluch dwa tygodnie temu przeszedł zapalenie krtani i wynotowałam jakie lekarstwa przyjmował. Pani anestezjolog powiedziała, że zdecydowanie go to dyskwalifikuje, minęło w jej opinii zbyt mało czasu i będzie odradzała laryngologom wykonanie tego zabiegu. Na tym zakończyła wypowiedź i wyszła. Nie zdążyliśmy zadać kolejnych pytań.

Wróciła do nas pani laryngolog jeszcze raz prosząc o dokładne terminy choroby, zakończenia podawania leków, więc ponownie podaliśmy te same terminy. Znowu usłyszeliśmy, że to te same wymagane minimum i że decyzje o zabiegu może w tym wypadku podjąć już tylko szefowa oddziału laryngologii, w związku z czym musimy pozostać na noc, a z samego rana w trakcie obchodu otrzymamy ostateczną decyzję. Damian ma być oczywiście z rana na czczo na wszelki wypadek jak jednak zostanie podjęta decyzja o zabiegu.

łamanie praw dziecka w szpitalu

Już wtedy czuliśmy, że coś tu jest nie tak, ale Damian już był przecież pokłuty. Już miał ten wenflon, te ślady po pobraniu badań. Biliśmy się z myślami co robić i komu ufać. Czy pani laryngolog ryzykowałaby zdrowie dziecka i po co? Dlaczego opinie obu lekarzy w jednym szpitalu były różne i kto w końcu może podjąć decyzję o zabiegu? Upewniliśmy się więc, że ostateczną decyzję otrzymamy z rana, do 9, aby nie głodzić bez sensu dziecka.

Noc minęła spokojnie, Damian spał bez problemu, obudził się o 6:45 i na szczęście nie wspomniał o kakao, które zawsze pije z rana. Miał dosyć dobry humor, chociaż nadal nie pozwalał dotykać rączki z wenflonem. Zaraz przyjechał Tata, przyszła Babcia. Było oglądanie bajek w sali zabaw, kręcenie się na fotelu, kolorowanie Maszy i Niedźwiedzia i obklejanie piżamki naklejkami. I czekanie…

O 9:00 przyszła masa lekarzy i studentów na obchód. Szefowa laryngologii znała już naszą sprawę, więc zweryfikowała jeszcze dokładnie badania laboratoryjne Damiana – były idealne. Wykonała jeszcze osobiście badanie bezpośrednie, zajrzała w gardło, dodatkowo zasugerowała podcięcie ogromnych migdałów bocznych. Potwierdziła wczorajszą opinię pani laryngolog, że minęło odpowiednie minimum do wykonania zabiegu, dziecko jest zdrowe, ma idealne wyniki badań, w związku z czym nasz zabieg się odbędzie jako drugi w kolejce, więc do godz. 10-11 Damian nadal musi być na czczo i już od teraz nie może nawet nic pić.

łamanie praw dziecka w szpitalu

Sytuacja zaczynała być stresująca. Wiedzieliśmy, że może być ciężko, ale musieliśmy stanąć na wysokości zadania, bo kolejka do zabiegów jest całkiem normalną procedurą. Pierwsze do zabiegu poszło niemowlę, któremu zapewne jeszcze trudniej niż dwulatkowi przyszłoby nie jeść. O 10 było już widać po Damianie rozbicie, ale naprawdę dzielnie sobie radził. My ze wszystkich sił staraliśmy się odwracać jego uwagę od jedzenia, od zmęczenia, od picia. Chodziliśmy do okna liczyć tramwaje, kolorowaliśmy, zwiedzaliśmy, wymyślaliśmy rozmaite zabawy. Jednym słowem odwracaliśmy uwagę dwulatka od jego pierwszej potrzeby, której nie mogliśmy zaspokoić – jedzenia i picia.

Wiedzieliśmy, że o 10:10 pierwsze dziecko wróciło z zabiegu. Dawało nam to nadzieję, że zaraz skończy się głodówka, że zaraz odbędzie się zabieg, zaraz będzie po wszystkim. O 10:45 sytuacja jednak zaczęła nas irytować. Ponad pół godziny minęło od poprzedniego zabiegu, a my nadal jesteśmy męczeni. Dookoła jednak zero żywego ducha, od którego można by otrzymać informację. Damian znów poszedł do sali zabaw z Tatą, a ja czekałam do 11:15, aby ujrzeć w drzwiach pokoju szefową laryngologii.

Jej słowa do tej pory trąbią mi w uszach. ‚Anestezjolodzy jednak jednogłośnie zdyskwalifikowali Damiana. Zabieg się nie odbędzie’.

łamanie praw dziecka w szpitalu

Chciało mi sie płakać. I nie dlatego, że zabieg się nie odbędzie, bo widocznie względy zdrowotne przeważyły – to była widocznie najlepsza decyzja, którą podjęło grono fachowców. Decyzja dla jego dobra. Dla dobra jego zdrowia i życia. Nie zależało mi ani trochę na zabiegu za wszelką cenę. Zależało mi na  profesjonaliźmie fachowców w polskim szpitalu i odpowiednim podejściu do małego pacjenta. Bo czy nie przekazano nam wcześniej informacji, że decyzja już wtedy została podjęta? Czy nie mieliśmy prawa sądzić, że była to decyzja podjęta przez wszystkich fachowców, w tym anestezjologów, którzy to mieli największe wątpliwości? Czy nie wprowadzono nas wtedy w błąd informując, że ‚decyzja została podjęta i zabieg się odbędzie’, nie biorąc pod uwagę anestezjologów?

łamanie praw dziecka w szpitalu

Pozwoliłam jej opuścić pokój bez słowa mojego oburzenia, bo chciałam jak najszybciej iść po Damiana i pozwolić mu zjeść. Chciałam jak najszybciej dać mu pić, zdjąć mu wenflon, przebrać z piżamki i jak najszybciej opuścić to miejsce. On się ucieszył. Widocznie tak musiało być, ale czy w ten sposób musiało się stać? Czy jeśli było jakiekolwiek ‚ale’, to czy laryngolodzy nie powinni odesłać nas do domu dzień wcześniej? Zaoszczędzić kłucia? Czemu dalej upierali się, że ich decyzja jest słuszna? Czy można im ufać, skoro decyzja anestezjologa z dnia poprzedniego została podtrzymana? Czy nie powinno się czekać każdorazowo z założeniem wenflonu i pobieraniu badań do decyzji anestezjologa, skoro to właśnie jego decyzja jest ostateczna?

Chciało mi sie płakać, bo nikt mi nie odda tej niepotrzebnej traumy mojego dziecka podczas niepotrzebnego kłucia obu rączek. Nikt mi nie odda traumy związanej z koniecznością wrócenia mojego dziecka do zabiegowego na trzecie kłócie do wenflonu. Nikt mi nie odda nocy spędzonej w szpitalu na podłodze, a dziecka w obcym łóżeczku. Nikt mi nie odda rozbitego dnia wolnego, który mogłam spędzić z dwójką dzieci, zamiast oddawać jedno do dziadków, a drugiemu fundować bezcelowy stres i bezcelowy ból fizyczny. Nikt mi nie odda wyrzutów sumienia za bezcelowe głodzenie dziecka. Nikt mi nie zwróci wyrzutów sumienia, że nie opuściliśmy szpitala już pierwszego dnia, po pierwszym sygnale anestezjologa, że zabieg nie powinien się odbyć.

łamanie praw dziecka w szpitalu

Nie poznaliśmy na nasze pytania odpowiedzi, bo wszyscy lekarze rozpłynęli się w powietrzu. Byliśmy gotowi opuścić szpital bez wypisu, na który kazano nam czekać na oddziale kolejne godziny, ale liczyliśmy że może jeszcze przyjdzie szefowa, która odpowie na wszystkie pytania i wyjaśni gdzie powstał błąd. Przynajmniej przeprosi jak człowiek. Na posterunku został więc Tata, a ja z Damianem poszłam do baru mlecznego na zupę. O 13:30 z wypisem został przysłany stażysta do świecenia oczami i przepraszania. Irytacja poziom 200.

Udaliśmy się do domu z podziurawionym, posiniaczonym dzieckiem, z kacem moralnym  i z nowym terminem zabiegu, do którego już chyba nie starczy mi sił, bo w naszej historii pobytu na oddziale było wiele zdarzeń, które mogły pozwolić na potraktowanie naszego dziecka zgodnie z poszanowaniem jego praw i kluczowego zdania z Europejskiej Karty Praw Dziecka w Szpitalu – Należy starać się o łagodzenie i unikanie zbędnych stresów fizycznych i emocjonalnych u dziecka w związku z jego pobytem w szpitalu... A jedyne moje odczucia jakie przychodzą mi w tej chwili do głowy w stosunku do szpitala dziecięcego to brak zaufania, sprawianie fizycznego bólu dziecku bez sensu i zachwianie poczucia bezpieczeństwa o zdrowie własnego dziecka, o które w takim miejscu jak szpital dziecięcy powinno się dbać ze szczególną starannością.

  

  

 

WYBIERZ IDEALNY PREZENT DLA DZIECKA

ZOBACZ TEŻ

KOMENTARZE

    • Jo Asia
    • 19 marca, 2017
    Odpowiedz

    Nam też już zdarzyło się być w szpitalu na jedną noc. Córka była na tyle mała, że nic nie pamięta. Na mnie jednak cała ta sytuacja zrobiła tak negatywne wrażenie, że również postanowiłam to opisać. Warunki były fatalne ale to co ostatecznie zapadło mi w pamięci i bolało najbardziej to ludzie – zachowanie, hałas, brak wyrozumiałości, brak szacunku, brak organizacji. Brak serca po prostu.

    • Kasia
    • 11 lutego, 2017
    Odpowiedz

    Miałam podobny przypadek z ośmioletnim synkiem w szpitalu w Przemyślu. Miał mieć operację na małą przypadłość chłopięcą. Niby niegroźna operacja. Zgłosiliśmy się z dzieckiem dzień wcześniej, oczywiście zaraz po przyjściu założono mu wenflon i poinformowano nas, że od 0.00 nie wolno mu nic podawać do picia i jedzenia. Rano nadal nie dowiezieliśy sie o której godzinie zostanie wykonany zabieg, poniewaz decyzję pani doktor podejmowała na bieżąco. Pierwszy został zoperowany 17 latek!!!! Później miała być nasza kolej, ale w między czasie poszło jeszcze dwoje innych dzieci. Następnie na nasza salę przywieziono rozchisteryzowanego chłopca po zabiegu, który z nadmiaru emoji płakał przez 1,5 godziny. Gdy po 14 godzinach bez picia i jedzenia przyszła kolej na moje dziecko był on całkowicie wyczerpany i zdenerowany, zaczął płakać, i nie chciał iśc na salę zabiegową. W związku z tym poprosilismy, aby anestazjolog przyszedł na sale i podał mu „głupiego jasia” na miejscu żeby dodatkowo nie stresowac dziecka. W telegraficznym skrócie poprosiliśmy o parę minut, aby uspokoić synka. O godz. 15.30 przyszła pani doktor i powiedziała, że ze względu na stan emocjonalny dziecka zabieg sie nie odbędzie, gdyż zabieg nie jest na cito i możemy odczekać jeszcze kilka miesięcy!!!!!!! Brak słów. Prawa pacjenta to niestety pusty slogan w większości polskich szpitali.

  1. Odpowiedz

    O samym szpitalu i podejściu lekarzy lepiej wypowiadać się nie będę, bo sami mamy za sobą pobyty podczas których mój mały musiał wytrzymać kilkanaście godzin na czczo… Mam tylko pytanie techniczne do Was, a właściwie to informację, o której nie każdy wie. Moja córka miała przerośnięte górne wędzidełko tak bardzo, że ledwo mogła się uśmiechać, zaś zęby – jedynki – zaczęły się jej rozchodzić. Zamiast zabiegu zdecydowaliśmy się na podcięcie laserem. Nie każdy wie o tym, że tak można. Odbywa się to przy znieczuleniu miejscowym (zastrzyk), nie krwawi, bo laser zamyka jednocześnie naczynia. Przez kilka następnych dni dbaliśmy jedynie o szczególne zachowanie czystości w jamie ustnej (psikaliśmy czymś odkażającym w miejscu „zabiegu”). A i co najważniejsze unikamy pobytu w szpitalu (laserem podcięto nam wędzidełko w jednym z centrów stomatologicznych, zajął się tym rzecz jasna chirurg. Nie wiem o jakim wędzidełku u Was mowa i czy w ogóle istniałaby taka możliwość jak u nas. Może warto się zorientować.

    • Pati Be
    • 14 listopada, 2015
    Odpowiedz

    Uch…ja do dziś na wspomnienie pobytu w szpitalu z córką mam dreszcze. Sprzeczne zalecenia, szalejący wirus po oddziale i oburzenie lekarki, że przecież to jest szpital i to normalne, że się podłapuje inne wirusy…O bezsensownym dziabaniu igłą dziecka nie wspomnę.

    • Aga
    • 14 listopada, 2015
    Odpowiedz

    My w szpitalu stawiliśmy się na czczo o 8 rano. Zabieg odbył się o 13, ale dziecko nie narzekało na głód jakoś bardzo. Prawdę mówiąc nie jadł do kolejnego ranka bo bardzo wymiotował po narkozie, ale za to dostał kroplówkę. Ogólnie pobyt w szpitalu wspominamy dobrze.

    • Odpowiedz

      Gdyby nasz zabieg sie odbył, może też nie wspominałabym tego pobytu tak źle

    • Magdalena Mazur
    • 14 listopada, 2015
    Odpowiedz

    my też mamy wspomnienia z laryngologii, jako że córka miała ciągłe wysięki w uszach przez co słabo słyszała zdecydowali o zrobienie drenów w uszach, termin zabiegu za 4mce więc czekaliśmy. Rano na czczo, zanim nas przyjeli była 11 dziecko też bez jedzenia picia założyli wenflon, pobrali krew i wysłali jeszcze raz na badania słuchu gdzie o dziwo pani technik mówi że badanie wyszło dobrze ale lepiej nie wspominać że ona nam powiedziała bo bedzie mieć nieprzyjemności, badań nie dostaje do ręki trafiają do karty i do lekarzy. Kolejna godzina przychodzą po córke na zabieg pytam sie czy doktor widział badania bo wydaje mi się że są dobre, lekarz patrzy na badania i nagle zwrot akcji „dziecko do domu”. Jakimś cudem wysięki zniknęły,a gdyby nie pani technik która wspomniała że badanie jest dobre to córka trafiłaby na niepotrzebny zabieg. Nie musze chyba wspominać że córa pojedzona, napita czekała kolejną godzine na panią pielegniarke by wyciągnąć wenflon

Leave a Comment

AUTORKA BLOGA

AUTORKA BLOGA

Joanna - mama, która codziennie staje na głowie, aby ratować swój idealny świat przed zagładą

KATEGORIE

blog kobiecy warszawa, blog dla kobiet
blog kulinarny warszawa, blogerka kulinarna warszawa, blog z przepisami, blog o gotowaniu
blog rodzicielski warszawa, blog o dzieciach, blog o zabawkach, blog o zabawach, opinie o zabawkach, recenzje zabawek
blog podróżniczy warszawa, blog turystyczny warszawa, blog o podróżach z dziećmi, gdzie warto pojechać z dziećmi, miejsca polecane dla rodzin z dziećmi w polsce i za granicą
blog kosmetyczny warszawa, blogerka parentingowa kosmetyczna warszawa, opinie o kosmetykach dla dzieci, recenzje kosmetyków, kosmetyki dla kobiet, pielęgnacja dla rodziny
BLOG PORADNIKOWY WARSZAWA - DOŚWIADCZENIA I SPOSOBY NA ZDROWIE, blog o zdrowiu, zdrowie dzieci i rodziny

URYWKI NASZEJ CODZIENNOŚCI

This error message is only visible to WordPress admins

Error: API requests are being delayed for this account. New posts will not be retrieved.

There may be an issue with the Instagram access token that you are using. Your server might also be unable to connect to Instagram at this time.

NAPISZ DO NAS

NAPISZ DO NAS